Wchodzisz do domu starowinki. Jest urządony prosto, ale przytulnie - na ścianach wiszą jakieś makatki, w wazonie stoją kwiaty. Babcia zachęca się abyś usiadł w wygodnym fotelu. - Zaraz dostaniesz zupki, a na razie napij się, synku, ziółek na wzmocnienie. - mówi łagodnym głosem.

Popijając ziółka, nagle odczuwasz absurd całej tej sytuacji... Jak ta biedna staruszka może sama przeżyć na Pustkowiach? I skąd do cholery te kwiaty w wazonie! Już masz spytać, ale z twojego gardła wydobywa się jedynie charkot. Zaczynasz się dusić. Kubek wypada z twojej ręki.

Babcia - nie, żadna, babcia, mroczna wiedźma, już odrzuciła pozory, jej palce przemieniają się w szpony, oczy świecą czerwonym blaskiem a twarz wykrzywia okrutna radość - zaczyna się śmiać. - Oj, synku! Zoabczysz ty pierścień, jak własne uszy! Ale ciesz się - w końcu wszyscy głupcy idą do nieba!

Próbujesz wstać, ale braknie ci sił... Ciemnieje ci w oczach... Nawet rechot czarownicy staje się coraz cichszy...