Zgodnie z twoją sugestią, Abrakant poprowadził wasze połączone siły w kierunku Sotirei, siedziby Kapituły Zakonu. Po drodze, pod jego kierunkiem czyniłeś coraz większe postępy w posługiwaniu się czarną magią. Twoi żołnierze jakoś zaakceptowali, że są teraz buntownikami - po kilku charyzmatycznych przemówieniach, przekonałeś ich, że to wszystko dla ,,wyższego dobra" i że na gruzach starego porządku, zbudujecie nowy, lepszy. Ty sam powoli przyzwyczajałeś się, że potworne istoty, na które niegdyś polowałeś, teraz walczą u twego boku.

Kilka dni drogi od Sotirei, napotkaliście armię Zakonu. Najwyraźniej rycerze Światłości woleli otwarty bój, niż chowanie się za murami. Cóż, ty też byś tak zrobił... W końcu przez większość życia byłeś jednym z nich.

Bitwa była straszliwa. Furia sług Abrakanta zderzyła się z fanatyzmem paladynów. Ciężka jazda Zakonu tratowała waszą piechotę, za to giganci siali sputoszenie w szeregach sług Światłości. Ghule wpadły w szał i zaczęły atakować wszystkich dookoła, nie zważając kto wróg, a kto przyjaciel.

Jednak wkrótce stało się jasnym, że Zakon ma przewagę. Modlitwy i rytuały ich kapłanów, sprawiały, że twoje i Abrakanta zaklęcia nie udawały się, albo odnosiły marny skutek. Wkrótce czarnoksiężnik nie był w stanie nawet lewitować. Musiał opaść na ziemię - niestety, na tyle blisko paladynów, że ci błyskawicznie go otoczyli. Po chwili znikł ci z oczu, a za chwilę usłyszałeś jego przedmśmiertny, rozpaczliwy krzyk.

Zebrałeś obok siebie resztkę oddziałów. Po chwili żelazne szeregi paladynów zwarły swoje szyki dookoła twoich niedobitków. Choć walczyłeś zaciekle, mordując nacierających zakonników, aż cała ziemia dookoła była pokryta trupami i krwią, a twoi podwładni również nie próżnowali, wkrótce zostałeś sam na placu boju. Mocarne ramiona dwóch rycerzy schwwytały się w swój uścik. Byłeś unieruchomiony. Po chwili linia paladynów rozstąpiła się - poprzez lukę w szyku nadszedł łysy mężćzyzna, odziany w błękitne, kapłańskie szaty. Brat Annemeyer, Wielki Inkwizytor Zakonu. Duchowny rzucił ci pełne pogardy spojrzenie. - To hańba, że upadłeś tak nisko, ty który byłeś niegdyś chlubą Zakonu. - mówi inkwizytor, kręcąc głową. - Czas ukarać twoje zbrodnie. - zakonnik macha ręką. Trzymający cię rycerze siłą zmuszają cię, abyś zgiął kark. Kątem oka widzisz, jak jeden z żołnierzy Zakonu, szykuje topór.

Ciekawe, jakie męki cię czekają w Otchłani.