Zgodnie z twoją sugestią, Abrakant poprowadził wasze połączone siły w kierunku Wiecznego Miasta, stolicy Zakonu. Po drodze, pod jego kierunkiem czyniłeś coraz większe postępy w posługiwaniu się czarną magią. Prawdę powiedziawszy, czułeś, że udało ci się już prześcignać czarnoksiężnika w tej sztuce. Twoi żołnierze jakoś zaakceptowali, że są teraz buntownikami - po kilku charyzmatycznych przemówieniach, przekonałeś ich, że to wszystko dla ,,wyższego dobra" i że na gruzach starego porządku, zbudujecie nowy, lepszy. Ty sam powoli przyzwyczajałeś się, że potworne istoty, na które niegdyś polowałeś, teraz walczą u twego boku.

Pogłoski o waszym marszu na stolicę rozniosły się po kraju. Cóż, nic dziwnego, w końcu po drodze zdobyliście kilka miast i zniszczyliście parę pomniejszych cesarskich oddziałów.Tak czy inaczej, Imperator zgromadził całą swoją zbrojną potęgę i zadecydował się wydać wam bitwę na Szarych Równinach, aby raz na zawsze zakończyć to zagrożenie.

Bitwa była straszliwa. Furia sług Abrakanta zderzyła się z dyscypliną imperialnych legionistów. Jednak żołnierze cesarza nie mieli szans. Olbrzymy swoimi maczugami miażdzyły równe szeregi piechoty, burząc ich szyk. Kawaleryjskie konie bały się szarżować, przerażone obecnością potworów. Miotane przez ciebie i Abrakanta zaklęcia siały zagładę. Wkrótce w szeregach legionistów zapanował chaos i stali się oni łatwym celem.

Jedynie elitarna gwardia dotrzymywała pola. Strażnicy zgromadzili się na wzgórzu, wokół imperialnego szatandaru, odpierając wszystkie ataki. Ruszyłeś w tamtą stronę. Tam musiał być monarcha... Gwardziści chcieli ci zagrodzić dostęp do swego pana, jednak za pomocą wiązki błyskawic zakończyłeś ich służbę. Na wzgórzu pozostał jedynie rosły mężczyzna, odziany w pozłacaną zbroję płytową, z diademem nasadzonym na hełm. To był Imperator. Zwarliście się w boju. Dobry był z niego szermierz, ale nie mógł się równać z tobą. Po chwili potężnym cięciem pozbawileś go głowy. Upadła pod twoje nogi, tak jak korona, która zsunęła się z hełmu. Natychmiast ją podjąłeś.

- Dobra robota. - słyszysz głos Abrakanta. Odwracasz się. Czarnoksiężnik stoi tuż za tobą. Jego zbroja jest pokrytą krwią, tak, że stała się niemal tak czerwona, ja jego płaszcz. Chyba jest zbyt wyczerpany bitwą, aby lewitować. - A teraz... Daj mi ją. Obejmę tron, aby zbudować nowe Imperium. - długie palce maga wskazują na trzymaną przez ciebie koronę.

  • Proszę. Należy do ciebie.
  • Niedoczekanie! To ja zabiłem cesarza. Korona jest moja!