Dziewczyna oddycha z ulgą, a potem uśmiecha się. Widzisz, że ma ładne - proste i białe - zęby. - Zatem chodźmy! Nie ma chwili do stracenia! - krzyczy i ciągnąc cię za rękę prowadzi wgłąb korytarzy.

W końcu przebijasz się przez szeregi truposzy. Wchodzisz do sali, która chyba kiedyś była kaplicą... Ale teraz jest zbeszczeszczona. Na ołtarzu, niczym na tronie, zasiada ohydna postać - szkielet o kościach obleczonych resztkami gnijącego ciała. Ma na sobie zbutwiały, czarny całun. U jego boku stoi mężczyzna w czarnym, skórzanym pancerzu. Jest bardzo blady blady, na twój widok syczy i szczerzy się, ukazując ostre kły.

- Stój z tyłu. - mówisz do dziewczyny. - Poradzę sobie z nimi. - dodajesz.

Ale ja nie chcę, żebyś z nimi walczył! - słyszysz głos kobiety. A potem... śmiech. - Przecież to mój brat... A ten pan na ołtarzu to mistrz Kaloar... A ty... jesteś naszym nowym towarzyszem! - zanim zdązyłeś się odwrócić. poczułeś jak dziewczyna łapie cię - jest niespodziewanie silna, jak na jej drobną sylwetkę. Jej zęby - teraz mają postać ostrych jak brzytwa kłów - wbijają się w twoją szyję. Bezskutecznie próbujesz się wyrwać. Po chwili ból ustępuje uczuciu otumanienia... Zapewne to z upływu krwi... Tylko... Mimo, że wyssała jej tak dużo... Nie umierasz. Po chwili dziewczyna cię puszcza. Zataczając się, robisz kilka kroków.

- Słuchaj uważnie, bo mistrz chce przemówic do ciebie! - mówi drugi wampir, wskazując na upiora siedzącego na ołtarzu.

- Nie sądziłem, że się spotkamy. - głęboki głos dobiega... znikąd. Najwidoczniej jest efektem magii. Nic dziwnego, w końcu lisz - bo to on przemawia - jeżeli posiada resztki strun głosowych, to raczej nie do użycia. - Pomyśleć, że kiedy dwójka tych uroczych młodych... istot - kościane ręce unoszą się, wskazując na parę wampirów - mnie obudzili, roztoczali przede mną wizję, jakie to mnie perspektywy czekają, kiedy sprzymierzę się z ich panem, Abrakantem... A tu proszę. Nie minęło kilka dni, a potężny Abrakant zginął - z twojej ręki, co widziałem w wizji... Ale cóż. Mówi się trudno i gnije się dalej. W sumie to dobrze, że zrobiłeś dla mnie miejsce... Teraz podejmę dzieło Abrakanta... Ale nie powtórzę jego błędów. Wkrótce dzięki nekromancji wskrzeszę wszystkich śpiących w tych katakumbach... Wybiję mieszkańców Shinezge... A moja armia będzie rosła z każdym zabitym. A ty... Będziesz świetnym rycerzem śmierci, przydadzą mi się oficerowie.

Czujesz, jak uczucie otumanienia znika. Co więcej... Nawet wydaje ci się, jakby twoje zmysły się wyostrzyły. Bezwiednie zaczynasz oglądać swoje dłonie. Skóra zrobiła się nienaturalnie blada, a paznokcie zmieniły się w długie, ostre szpony. W tym czasie lisz kontynuuje swoją przemowę. - Ale najpierw - muszę zobaczyć, czy jako wampir jesteś równie silny... Czy też raczej silniejszy, niż byłeś jako paladyn. - Lisz rozkłada kościste dłonie, wskazując na dwójkę wampirów. - Zabij ich, a zajmiesz miejsce u mego boku!

- Co?! - z ust wampirzego rodzeństwa jednocześnie wyrywa się okrzyk zaskoczenia.

  • Skąd pomysł, że chcę to miejsce zająć? Zniszczę was wszystkich, pomioty Mroku!
  • Słyszeliście, wy dwoje? Zdradził was, odrzucił jak niepotrzebne śmiecie... Stańmy razem i pokonajmy go we trójkę!
  • Jak sobie życzysz.