Idziesz dalej. Po drodze unikasz jeszcze kilku pułapek... Ale w końcu docierasz do sklepionego wejścia, do niewielkiej krypty, gdzie spoczywa św. Curian. Na kamiennym sarkofagu znajduje się figura spiącego rycerza - w dłoniach trzyma miecz. Wyczuwasz, że w orężu tkwi siła Światłości. Ostrożnie go badasz - kamienne dłonie nie trzymają go na tyle mocno, aby nie dało się go zabrać. Wyjmujesz ostrze świętego. A teraz... Pora ruszać dalej. Prawdę powiedziawszy, coraz mocniej wyczuwasz mroczną siłę, która zapewne stanowi źródło tych ożywieńców. Bez problemu do niej trafisz... Zanim wyszedłeś z krypty, coś cię tknęło i umieściłeś swój stary miecz w dłoniach kamiennego rycerza - jakoś głupio go tak zostawić bez broni...

Kroczysz w stronę źródła mocy. Kiedy oddalasz się od grobu świętego, ataki ożywieńców przybierają na sile. Teraz atakują w grupach na tyle dużych, że gdybyś się choć na chwilę zagapił, zapewne zalałyby cię samą masą... Na szczęście tego nie robisz. Tniesz mieczem na prawo i lewo a uschnięte, kościane lub gnijące kończyny i głowy padają na posadzkę.

W końcu przebijasz się przez szeregi truposzy. Wchodzisz do sali, która chyba kiedyś była kaplicą... Ale teraz jest zbeszczeszczona. Na ołtarzu, niczym na tronie, zasiada ohydna postać - szkielet o kościach obleczonych resztkami gnijącego ciała. Ma na sobie zbutwiały, czarny całun. Po jego bokach stoją dwie osoby - kobieta w białej sukience, oraz mężczyzna w czarnym, skórzanym pancerzu. Oboje są bladzi i czarnowłosi - na twój widok syczą i szczerzą się, ukazując ostre kły.

- Nie sądziłem, że się spotkamy. - głęboki głos dobiega... znikąd. Najwidoczniej jest efektem magii. Nic dziwnego, w końcu lisz - bo to on przemawia - jeżeli posiada resztki strun głosowych, to raczej nie do użycia. - Pomyśleć, że kiedy dwójka tych uroczych młodych... istot - kościane ręce unoszą się, wskazując na parę wampirów - mnie obudzili, roztoczali przede mną wizję, jakie to mnie perspektywy czekają, kiedy sprzymierzę się z ich panem, Abrakantem... A tu proszę. Nie minęło kilka dni, a potężny Abrakant zginął - z twojej ręki, co widziałem w wizji... Ale cóż. Mówi się trudno i gnije się dalej. W sumie to dobrze, że zrobiłeś dla mnie miejsce... Teraz podejmę dzieło Abrakanta... Ale nie powtórzę jego błędów. Wkrótce dzięki nekromancji wskrzeszę wszystkich śpiących w tych katakumbach... Wybiję mieszkańców Shinezge... A moja armia będzie rosła z każdym zabitym. A ty... Będziesz świetnym rycerzem śmierci, przydadzą mi się oficerowie. Do ataku, moje dzieci! - na ten sygnał, dwójka wampirów rusza w twoją stronę z kłami i pazurami.

Kiedy tylko miecz Curiana dotyka ciała wampira, rozpada się ono w proch. Zanim zszokowana zniszczeniem swego pobratymca wampirzyca reaguje, zakańczasz również jej nieżycie. Idziesz w stronę ołtarza, na którym siedzi lisz. Potwór wyciąga trupią dłoń i rzuca zaklęcie - jednak potęga miecza chroni cię przed jego wpływem. Ożywieniec zaczyna się w panice cofać - najwyraźniej nawet martwy może czuć strach... Po chwili uwalniasz katakumby od jego skazy. Czujesz, jak skaza ciemności znika. Zawsze będą się pojawiać niegodziwcy - tacy jak Abrakant, czy ten lisz... Jednak dopóki po tym świecie chodzą ludzie, którzy mają wiarę w Światłość i odwagę, aby stawić czoła Mrokowi, zło nie zwycięży.

Odwracasz się i ruszasz w stronę wyjścia z podziemi.