Maszerujecie tak szybko, jak to jest możliwe, ale i tak jesteście spóźnieni. Kiedy przybywacie pod mury Halanos, wita was widok wyważonej bramy i dymu wiszącego ponad dacham, oraz odgłosy bitwy. Wróg jest już w mieście.

Nie tracąc ani chwili, wkraczacie do środka miasta. Ulice są zasłane trupami, a część budynków płonie. Jednak wciąż garstka mieszczan i strażników miejskich, za skleconą naprędce barykadą, broni się w jednej z uliczek. Wróg ma przewagę liczebną, a w dodatku w jego szeregach walczą nie tylko zwykli ludzie. Jest tu kilku ghuli, którzy swoimi długimi szponami ropzruwają brzuchy broniących się, a swoimi ostrymi kłami przegryzają im gardła. Atakiem dowodzi mężczyzna w czarnej szacie - widać konfrater tego wariata, którego spotkaliście. Bez przerwy odczytuje on jakieś inkantacje w obcym języku, z księgi którą trzyma w dłoniach. Zapewne rzuca jakieś złowrogie zaklęcie. Nie możesz na to pozwolić - występujesz przed szereg i atakujesz maga. Nawet nie próbuje zrobić uniku - chyba jest w jakimś transie. Przebijasz jego pierś mieczem, jednocześnie wytrącając z dłoni księgę. Twoi towarzysze natychmiast dołączają do walki. Kiedy mieszczanie widzą, że nadeszła odsiecz, wstępuje w nich nowy duch. Po chwili wróg zostaje wzięty w dwa ognie. Choć walka jest zacięta, w końcu zwyciężacie - jednak dużym kosztem. Bruk ulicy jest aż czerwony od przelanej krwi.

Opierasz się o ścianę jednego z budynków, zmęczony walką i uprzednim marszem. - Czy jesteś ranny, mistrzu? - pyta z troską w głosie Laura, widząc krew na twoim pancerzu. Kręcisz przecząco głową - są inni, bardziej potrzebujący. Dziewczyna natychmiast odchodzi, aby zająć się opatrzeniem ran młodego chłopca, który brał udział w bitwie u boku dorosłych.

- Panie, musimy porozmawiać. - zwraca się do ciebie mężczyzna o sumiastych, nieco posiwiałych wąsach, ubrany w mundur kapitana straży miejskiej.

  • Mów, dobry człowieku.