Okrążyliście miasto. Twoi ludzie zaczęli ścinać dzrzewa i budować machiny oblężnicze. Wkrótce zaczęliście bezlitości bombardować stolicę pociskami z katapult. Dodatkowo, dzięki magii, nękałeś obrońców ciągłymi burzami - pioruny nierzadko trafiały w dachy budynków, wniecając pożary.
Po dwóch tygodniach ciągłego ostrzału, na najwyżeszej z wieży obronnych pojawiła się biała flaga. Po chwili bramy miasta się otworzyły. Wyszła przez nie delegacja senatorów. Okazało się, że cesarz zginął poprzedniej nocy, pogrzebany pod gruzami muru. W tej sytuacji obrońcy nie widzieli sensu w dalszym oporze... Senat oferował ci koronę w zamian za oszczędzenie mieszkańców stolicy.
Zgodziłeś się. Natychmiast ruszyłeś do miasta, w otoczeniu swoich zaufanych ludzi. Skierowałeś swoje kroki do pałacu. Po drodze mijałeś wille i świątynie Wiecznego Miasta - choć wiele z nich było podniszczonych w wyniku ataków, wciąż zachowały majestat i piękno. Twojemu triumfalnemu pochodowi przyglądali się mieszkańcy miasta. Co ciekawe, niektórzy z nich wiwatowali na twoją cześć. Widać potrafią się dostosować.
Wszedłeś do pałacu, a potem skierowałeś się do sali tronowej - kiedyś już tu byłeś, wiedziałeś, gdzie się znajduje. Idziesz, a portety dawnych imperatorów zdają się patrzeć na ciebie z potępieniem ze ścian - a niech patrzą, wkrótce i tak je pozdejmujesz, w końcu to nie twoi przodkowie. Krocząc po czerwonym dywanie, wyściełającym podłogę komnaty dostrzegłeś, że przed tronem stoi chłopiec w bogatych szatach, trzymany przez dwóch żołnierzy. Poznałeś to harde, pomimo młodego wieku, spojrzenie. To był następca tronu. Były następca.