Natychmiast twoi ludzie ruszyli do szturmu. Za pomocą naprędce sklecionych drabin próbowali wtargnąc na mury, a taranami wyważyć bramy. Jednak wszystkie te ataki spełzałny na niczym. Szturmujacych dziesiątkowały strzały i inne pociski miotane przez obrońców, a jeżeli nawet komuś udało się dostać na mury, zaraz ginął od mieczy gwardii cesarskiej. To była rzeź. W końcu atak załamał się. Twoi mocno przetrzebieni zwolennicy wpadli w panikę i zaczęli uciekać spod murów Wiecznego Miasta.
Stojąc przed namiotem obserwujesz żałosną ucieczkę swoich ludzi. Nagle słyszy kroki tuż obok siebie. Kiedy patrzysz w tamtą stronę, widzisz Beloqa. Paladyn brał udział w szturmie. Mężczyzna idzie powoli, powłocząc nogami. jego zbroja jest pokryta krwią, na twarzy ma grymas bólu i cały czas przyciska rękę do boku. Chyba jest ciężko ranny.
- Poprowadziłeś nas na śmierć... Skurwysynu. - charczy paladyn, a na jego wargach pojawiają się krople krwi. - Mam nadzieję, że w Otchłani będę miał miejsce tuż nad tobą... żeby móc bez przerwy na ciebie pluć! - mężczyzna chwieje się, a potem pada. Patrzysz na to z obojętnością. Pora się stąd zabierać, zanim ludzie cesarza wyjdą poza mury.
Zanim ruszasz w dal, rzucasz ostatnie spojrzenie w stronę Wiecznego Miasta. Przysięgasz sobie, że jeszcze pewnego dnia będzie twoje. Masz swoją moc... Odbudujesz armię... Pewnego dnia.