Razem ze swoimi najwierniejszymi, przebijacie się przez zastępy żołnierzy Zakonu. Zaskoczenie sprawia, że udaje wam się zadać im ciężkie straty. W dodatku masz asa w rękawie - twoje zdolności magiczne. Zakonnicy giną spalani ogniem piekieł i rażeni błyskawicami.
U twego boku wiernie walczą twoi ludzie. Jednak podczas krwawego marszu ku salom Kapituły powoli się wykruszają. Beloq pada ze strzałą w oku, Laura traci głowę od topora jednego ze strażników. Wkrótce zostajesz sam. Jednak nie zważasz na to. Wpadasz do Wielkiej Sali, niczym demon zemsty. Całe twe ciało jest pokryte krwią zabitych, a powietrze wokół aż skwierczy od mrocznej energii. Członkowie Kapituyły podwrywają się ze swoim miejsc. Z szaleńczym śmiechem, posyłasz w ich stronę wiązkę błyskawic. Ku twojej wściekłości, energia nie dociera do mistrzów. Jakby zatrzymała ją jakaś niewidzialna bariera.
- Teraz potwierdziłeś, że nasz wyrok był słuszny... A raczej zbyt łagodny! - krzyczy inkwizytor Annemeyer. - Ale głupio zrobiłeś, atakując nas tutaj, w sercu Zakonu, w naszym sanktuarium, gdzie Światłość wspiera nas wyjątkowo mocno!
Mistrzowie zaczynają intonować jakąś pieśń. Wściekły, miotasz w ich stronę coraz mocniejsze błyskawice, ale bezskutecznie. Zaczynasz odczuwać skutki modlitwy zakonników, których głos przybiera na mocy. Coraz trudniej ci się ruszać, a nawet myśleć. Kiedy twój wzrok pada na twoje dłonie, wydajesz stłumiony krzyk. Ręce zaczynają zamieniać się w kamień... Podobnie jak reszta ciała. Zanim cały stajesz się zimny głazem, słyszysz pełne triumfu słowa Wielkiego Inkwizytora ,,Pozostaniesz tu na wieki, będziesz przestrogą dla przyszłych pokoleń".